Kategorie:

Make Rome Great Again

W końcu przyszło mi po latach zmierzyć się z legendą i opisać moje wizyty we Włoszech. Nie pamiętam już czemu nie zrobiłem tego wcześniej. Na pewno miałem jakieś ważne sprawy. Więc znowu powstanie post łączny – z kilku podróży i z perspektywy czasu. Zrobię jednak tak, abyście się nie nudzili.

Rzym był moją pierwszą podróżą zagraniczną. Jeszcze na studiach, jeszcze lata przed założeniem bloga. Postawiłem zabrać do Wiecznego Miasta moją mamę. Podróż sfinansowałem z otrzymanego stypendium. Była naprawdę budżetowa, ale też naprawdę wspaniała. Wtedy to bowiem właśnie stawiałem pierwsze kroki podróżnika. Jeszcze takiego stremowanego debiutanta. W kieszeni miałem fiszki podróżnicze z angielskimi słówkami przydatnymi w takich sytuacjach. W plecaku przewodnik turystyczny z mapami itd. Zupełnie inaczej niż teraz, z obecnym doświadczeniem. Teraz wiem, jak sobie radzić na miejscu, więc i się nie stresuję. A co ciekawe – teraz znowu przyleciałem tutaj z mamą. Chociaż pretekst był inny: koncert Davida Gilmoura – pożeganie z mistrzem! Przedziwna trasa, bo po 6 koncertów w Rzymie i w Londynie. Wybrałem tę pierwszą opcję (ok, później się okazało, że skorzystałem z opcji obu, ale pisząc ten tekst jeszcze o tym nie wiedziałem ;p). I w ten sposób znów tu wróciłem. Byłem też tu niegdyś z Alicją. Nie pamiętam też czemu wtedy nic nie napisałem, bo przecież blog już istniał. Tym razem jednak wszystko nadrobię. Przed Wami w kolejnych wpisach: Rzym, Watykan i Pompeje!

Essenza di Roma

Gdyby ktoś miał tylko kilka godzin i chciał zobaczyć to, co najważniejsze. Doświadczyć esensji Wiecznego Miasta. Poleciłbym mu wysiąść na stacji metra Colloseum i przespacerować się po okolicy. I co my ty mamy. Oczywiście Koloseum, czyli starożytna arena, której nazwa jest całkowicie adekwatna (chociaż pochodzi stojącego dawniej tuż obok kolosalnego pomnika Nerona). Koniecznie wejdź do środka – to jest całkowicie warte tych 18 euro. Jeśli masz elementarną wiedzę i sprawną wyobraźnię, to zaniemówisz, gdy znajdziesz się wewnątrz budowli. Zawody, walki, polowania na dzikie zwierzęta, a nawet bitwy morskie! I to wszystko dla niemal 50 tysięcy widzów.

Zaraz obok rozciągają się ruiny Forum Romanum. Najważniejszego miejsca w starożytnym Rzymie, a co za tym idzie, całej zdominowanej przez niego Europy. No, prawie całej – wiadomo, pewna wioska w Galii wciąż stawiała opór najeźdźcom… ;). No i na tereny dzisiejszej Polski nie dotarli, bo ciężko im tu było chodzić w sandałach. W każdym razie: Forum Romanum. Centrum dowodzenia starożytną Europą. To ostatecznie właśnie do tego miejsca prowadziły owe słynne wszystkie drogi. Z czasem powstawały tu liczne świątynie i budynki administracyjne. Tu obradował senat. Dzisiaj mamy ruiny. Skromne, ale cudownie przemawiające do wyobraźni. Teren ten, przede wszystkim w średniowieczu, był miejscem pozyskiwania kamiennego budulca. Niewiele zostało, ale i tak trzeba tego doświadczyć.

Doszliśmy już do Kapitolu, czyli jednego z siedmiu wzgórz, na których założono miasto. Wita nas na nim Marek Aureliusz na koniu. To tzw. pomnik konny, pierwszy (II wiek n.e.) i źródłowy, bo następnie naśladowany przez wieki. Jeśli zastanawiasz się dlaczego Poniatowski w Warszawie siedzi na koniu, to wiedz, że siedzi, bo właśnie Marka Aureliusza uwieczniono na tymże zwierzu. Obecnie na placu znajduje się kopia posągu, a oryginał schował się w budynku obok, czyli w Muzeum Kapitolińskim.

Jest to najważniejsze muzeum w mieście. Obok Marka na koniu znajdują się tu inne słynne rzeźby, m.in. Chłopiec z drzazgą (I w. p.n.e.) Meduza Berniniego, pozostałości Kolosa Konstantyna (pierwotnie 9 metrów wysokości – współcześnie jako atrakcja został odbudowany w muzealnych ogrodach) oraz znana mi dotychczas z okładki szkolnego podręcznika do historii Rzymska Wilczyca, która wykarmiła założycieli miasta, Remusa i Romulusa (rzeźba etruska, V w. p.n.e.; postacie chłopców dorobiono 2 tysiące lat później).

I to by było na tyle dla tych, co w pośpiechu. Krótka trasa od Koloseum przez Forum Romanum na Kapitol. Ale oczywiście takie miasto jak Rzym ma znacznie więcej do zaoferowania.

Resto di Roma

Można na przykład przejść na drugą stronę rzeki, na tzw. Zatybrze, aby bez celu pobłąkać się krętymi ulicznaki. Skosztować włoskiego wina w małej kawiarence.

Można też przejechać się na skraj miasta, na początek słynnej Via Apia (idealnie zachowanej starożytnej drogi), aby dowiedzić kościół Domine Quo Vadis. Tak, dobrze kojarzycie – Sienkiewicz też tu był i wyraźnie się zainspirował. Do tego stopnia, że aż zapracował na Nobla. Dzisija nawet w tymże kościele odnaleźć można jego popiersie.

Można zatopić sie w barokowym przepychu słynnego (bo wzorcowego) kościoła Il Gesu z freskami wyglądającymi na trójwymiarowe.

Jeśli znajdziesz jeszcze troszkę czasu, to przejdź się Schodami Hiszpańskimi. Tylko nie siadaj na nich, bo za siedzenie jest mandat (przepustowość!). Dla miłośników kinematografii i fanów Audrey Hepburn to nie lada gratka.

Krótki spacer ze schodów i jest się przy Fontannie di Trevi. Obowiązuje zakaz kąpieli! Można jednak wrzucić grosza (zbierana kasa przekazywana jest na utrzymanie zabytku).

Nawet piramidę znajdziesz w Rzymie.

Ale ja to najbardziej lubię pójdź do Panteonu. Po pierwsze na placu przed Paneonem są dobre restaurację. Pizza z widokiem na świątynię, to już w moim przypadku tradycja. A widok jest nie byle jaki. Ledwo mieszcząca się w zabudowaniach monumentalna bryła. Obecną postać (nie licząc przerobienia wnętrza na kościół) zawdzięczamy cesarzowi Hadrianowi, chociaż napis nad wejściem przypisuje tę zasługę Agrypie (ten wcześniej wybudował pierwotną świątynię). I tak sobie jeszcze postoi. Czytałem kiedyś o betonie używanym przez starożytnych Rzymian po zbadaniu próbek z Panteonu właśnie. Odnaleziono w nim nierozpuszczone drobinki cementy i kruszyw (dzisiaj uznanoby go za wadliwy z tego powodu). Gdy w budowli z biegiem czasu powstają mikropęknięcia, to w trakcie deszczu same wypełniają się one rozpuszczonym cementem z owych drobinek. W ten sposób budowla naprawia się sama! Co za geniusz. Naprawdę warto wejść do środka. Katolickie ornamenty irytują, bo są zaprzeczeniem idei świątyni wszystkich bogów, ale ponownie możemy użyć wyobraźni. Z ciekawostek polecam odnaleźć grób Rafaela Santi.

Inna budowla o niesamowitej bryle to Zamek św. Anioła. Wygląda jak by narysował go Miyazaki, jak jakaś włoska wersja zamku Hauru. Zbudowany na planie koła wspina się coraz wyżej i szerzej, tworząc trójwymiarowy patchwork z kolejnych dobudówek. Nad wszystkim zaś góruje wielka rzeźba anioła. Dawniej zamek był schronieniem dla papierza, gdy mogło grozić mu niebezpieczeństwo. Do dzisiaj Watykan jest z nim połączony „akweduktem ewakuacyjnym”, którym papież mógł przejść do Zamku niezauważony.

Na deser możemy wrócić jeszcze do okolice Kapitolu, aby odwiedzić tzw. usta prawdy. To stara płaskorzeźba, która według legendy odcina wsadzona doń dłoń, gdy jej właściciel minie się z prawdą.

Z tamtąd zaś pięciominutowy spacerek dzili nas od Circo Massimo, na którym dawniej odbywały się wyścigi rydwanów (oglądaliście Ben-Hura?). Dzisiaj to już głównie spory trawnik. Pozostałości po dawnej arenie ostało się niewiele. Ale miejsce to nadal dostarcza nie lada emocji, chociaż zupełnie innego rodzaju. Organizowane są tu duże koncerty. Grali tu najwięksi. I też David Gilmour wybrał to miejsce na 6 europejskich koncertów, które stały się pretekstem do mojego powrotu do Wiecznego Miasta.

Masz jeszcze jedne dzień wolny? Pomysłem na niego może być leniwe podążanie pozostałościami majątku słynnej rodziny Borgiów. Pozostawili po sobie Pałac z galerią renesansowych dzieł sztuki najwyższych lotów (jeśli ktoś lubi), w tym np. Św. Hieronim oraz Bachus Caravaggia. Dookoła zaś znajdują się ogromne ogrody (obencie skrojone w kształt serca), w których leniwie spędzić można wiele godzin.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *