„Handel na kółkach” jest bardzo popularny w Chinach. Okazuje się, że nawet przenośne mini zoo jest możliwe. Jak widać u Chińczyków wzbudza większe zainteresowanie niż zdziwienie.
Chińczycy uwielbiają jeść. Nie jest ważne dla nich w jakim miejscu, ani w jakich warunkach to robią. Apropos sposobu jedzenia Chińczyków to zazwyczaj jest on bardzo paniczny, tak jakby głód mieli w genach. Jedzących Chińczyków można porównać do odkurzaczy, przystawiają usta do talerza i pałeczkami zgarniają, a buzią wciągają jedzenie. Zanim zdążą pogryźć daną dawkę już wciągają następną. Przed wyjazdem wydawało nam się, że pałeczkami należy jeść umiejętnie, a tu się okazuje, że większość Chińczyków używa ich do niekiedy w ogóle nieestetycznego „przesuwania” pożywienia z miseczki do ust. Ponadto, zauważyliśmy że raczej nie oszczędzają na jedzeniu. Zamawiają czasem kilka potraw, ale często również zostawiają, bo nie są w stanie tyle zjeść. Powyższy opis to oczywiście zjawisko najczęściej przez nas obserwowane w barach, ale wiadomo, że Chińczyków jest dużo, więc nie można uogólniać.
Grunt to stabilność
Poniższe zdjęcie zrobione było na najwyższym wzgórzu na terenie Pałacu Letniego w Pekinie. Mimo że upał był niemiłosierny, a wszystkie lodówki daleko, to lody w jakiś cudowny sposób zachowały taką postać, że wciąż można było je nazwać lodami.
Kolejne zdjęcie przedstawia fragment zeszytu kupionego w Chinach. Widać na nim „chiński angielski”. Dziwne jest to, że Chińczycy używają całkiem skomplikowanych znaków, lecz o wiele prostszych w zapisie liter nie są w stanie nawet przepisać, czy też „przerysować” (nie trzeba do tego nawet znajomości języka, wystarczy wcisnąć odpowiednie znaki na klawiaturze w odpowiedniej kolejności!).
Przypomina nam to też inną anegdotę: w Internecie krążyła fotka baru z Chin z napisem na szyldzie: „translate server error”. Okazało się, że właściciel chciał przetłumaczyć nazwę baru na angielski, ale akurat nie zadziałał program tłumaczący i uznał ten komunikat za właściwe tłumaczenie nazwy. Pisemny angielski to jednak nie największy problem Chińczyków. Ustny to czasem istny koszmar. Najgorsze, że niektórzy Chińczycy nawet znają dość dobrze angielski, ale wymawiają go tak dziwnie, że nie da się tego zupełnie zrozumieć. Przy tym, to nawet ustny chiński jest bardziej wyraźny :P.
Co do angielskiego to warto również wspomnieć o tym jak Chińczycy postrzegają obcokrajowców w kontekście języka angielskiego. Często zdarzało nam się, że Alicja zaczynała rozmawiać z jakimś Chińczykiem po chińsku, a on odpowiadał po chińsku, ale od czasu do czasu starał się wrzucać angielskie słowa (najczęściej liczebniki – bo jeśli chodzi o pieniądze to Chińczycy umieją trochę po angielsku :P). Na ogół jednak użycie tych słów nie jest odpowiednie, na przykład na fifty mówią twenty itp. W rezultacie rozmowa jest strasznie chaotyczna i nie prowadzi do porozumienia. Wielokrotnie Alicja błagała Chińczyka, żeby nie mówił po angielsku, tylko po chińsku.
Inne dziwne tendencje podczas rozmowy z Chińczykiem pojawiają się, gdy Alicja czegoś nie zrozumie. Wtedy zamiast powiedzieć wolniej (bo najczęściej problem jest w szybkim i niewyraźnym mówieniu) albo powiedzieć prostszymi słowami to samo, to zaczynają panikować i szukać kogoś wokoło, kto zna angielski. Jest to oczywiście bez sensu, więc Ala kłamie, że nie zna angielskiego. Wówczas Chińczyk jest strasznie zdziwiony i rozbawiony (w ich mniemaniu każdy biały to Amerykanin i każdy biały zna angielski). Dopiero po wielokrotnych błaganiach żeby powiedział to po chińsku i wolniej, wreszcie udaje się porozumieć. Zdarza się również, że zdezorientowany sytuacją Chińczyk zaczyna powtarzać jedno słowo, które według niego jest akurat kluczowe. Problem wówczas w tym, że czyni on tym sposobem sytuację jeszcze bardziej niezrozumiałą. Chińczycy najwidoczniej nie zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo ubogi w sylaby jest ich język (dlatego też Chińczycy nigdy nie przejdą na alfabet, bowiem zapis przy użyciu samego pinyinu, czyli bez użycia znaków, a jakby fonetycznie, jest tak wieloznaczny, że bez odpowiedniego kontekstu nie można się domyśleć właściwego znaczenia). No i właśnie powtarzający jedno słowo Chińczyk pozbawia je tym samym kontekstu i wygląda to tak, jak by krzyczał po polsku np. wyraz „zamek” i nie wiadomo by było, czy chodzi o jakąś budowlę, czy też o zamek w pobliskich drzwiach, czy też o zamek w moich spodniach – a jeśli nawet jakimś cudem ktoś by się tego domyślił to i tak nadal nie wiadomo, co z tym zamkiem należy zrobić… Jeszcze ciekawiej jest, gdy zirytowany Chińczyk woła na pomoc kogoś i mówi mu, że „nie wiem jak jej to powiedzieć” i wówczas ta druga osoba, która również nie wie co zrobić, zaczyna w identyczny sposób powtarzać to samo albo i inne słowo… Tak więc nie jest letko 😉 ale jak to kiedyś ktoś powiedział, nikt nie mówił, że będzie ;).