Kategorie:

Chinska Wenecja

Suzhou oprócz tego, że posiada wiele magicznych ogrodów, to charakteryzuje się również ciekawą architekturą. Najbardziej oczywistą i widoczną cechą jest duża ilość kanałów – dlatego właśnie Suzhou nazywane jest „Chińską Wenecją” lub „Wenecją Wschodu” – ale miasto jest też bardzo zadbane jeśli chodzi o szczegóły. Wszechobecne są motywy architektoniczne z ogrodów (na przykład te ozdobne okna i przejścia),a przystanki autobusowe są stylizowane na pawilony (ten na zdjęciu jest dość prosty, były jeszcze o wiele bardziej wymyślne).

Poniżej zdjęcia zrobione na zwykłej ulicy:

To, że Suzhou wyróżnia się architektoniczne spośród innych miast nie oznacza wcale, że jest pozbawione „chińskiego syfiku” i chaosu. Ci dwaj bracia są oczywiście cały czas na pierwszym planie, ale między krawężnikami dostrzec można ducha artyzmu.

Co do kanałów, to jest ich dość dużo, ale nie aż tak dużo jak w Wenecji (bo po prostu Suzhou nie jest zbudowane na wodzie i wyspach jak Wenecja). Trochę się naszukaliśmy, żeby znaleźć jakąś przyjemną promenadę nad kanałem, ale mimo naglącego czasu (mieliśmy kilka godzin do pociągu) udało się. Najbardziej polecamy spacer wzdłuż ulicy Shiquan. Pewnie jakbyśmy mieli więcej czasu to byśmy odkryli więcej ciekawych zakątków, ale niestety tym razem nie mogliśmy dłużej zostać. Oto zdjęcia ze spaceru (na zdjęciach są kanały z różnych miejsc, nie tylko z Shiquan):

Nad kanałem koło ulicy Shiquan było dużo małych kawiarenek, więc wstąpiliśmy do jednej z nich („Bamboo Cafe”), aby odpocząć po długiej wędrówce (po mieście poruszaliśmy się pieszo). „Bamboo Cafe” prowadzi młoda Chinka, która za wszelką cenę stara się być artystką :). Trzeba jej przyznać, że ładnie urządziła swój kącik, bo miejsce było przytulne, na ścianach wisiały ładne obrazy (m.in. reprodukcja van Gogha) i była też mała księgarnia z ciekawymi chińskimi i angielskimi książkami, ale gospodyni była strasznie nachalna. Cały czas próbowała nam dogodzić ze wszystkich stron, a my chcieliśmy tylko odpocząć. Jest to oczywiście zrozumiałe, bo jesteśmy obcokrajowcami (a Chinka ta wyjątkowo wykazywała się miłością do Zachodu – a zwłaszcza do Zachodniej sztuki), a poza tym w tamtej chwili byliśmy jedynymi gośćmi, ale mamy już dość tego, że traktuje się nas inaczej (czy to w negatywnym czy pozytywnym znaczeniu – o tym może napiszemy kiedy indziej). Poprosiła nas na koniec abyśmy wpisali się do księgi gości (która była raczej księgą rysunków gości). Co prawda na naszym obrazku nie ma żadnej perspektywy a mosty i budynki lecą na łeb na szyję, ale chętnie znaleźlibyśmy się w tej sytuacji i prosto z Suzhou popłynęlibyśmy do Polski :).

Mimo, że Chinka była nachalna i trochę krzykliwa (jak to większość Chinek), to spośród spotkanych przez nas Chińczyków jest chyba jedyną osobą, która wykazała się jakimiś zainteresowaniami. Gdy raz rozmawiałam z inną Chinką, kelnerką w naszej „Fasolce” (czyli ulubionego baru, w którym niemal codziennie jadamy z powodu braku własnej kuchni) i zapytałam co lubi robić, odpowiedziała: „Lubię się uczyć i pracować”. Oczywiście podziwiamy szczerze taką postawę, wypowiedzieć takie zdanie jest nie lada sztuką, podczas gdy ciążą nogi po całym dniu pracy i szczypią oczy od ciągłego wpatrywania się w znaki chińskie (a trzeba przyznać, że znaki o wiele bardziej męczą oczy niż litery łacińskie). Ale wydaje mi się, że ta postawa wynika bardziej z pewnej niewiedzy, niż rzeczywistego upodobania do pracy. Wielu Chińczyków nie zna innego życia niż praca i nauka. Ponieważ nie wiedzą co tracą, to są szczęśliwi -„Niewiedza jest błogosławieństwem”.

To jeszcze nie wszystko na temat Suzhou…

PS. Oczywiście Garciom się należy baijiu :).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *