Jesteśmy w Hongkongu już drugi dzień, ale dopiero dzisiaj gdzieś wyszliśmy, bo cały wczorajszy dzień zajęło nam… przekraczanie granicy. Poważnie. Wylądowaliśmy w Shengzhen (chińskie miasto graniczące z Hongkongiem) kilka minut po 13, lecz do hostelu dotarliśmy dopiero po 17 – ponad 4 godziny zajęło nam przemieszczanie się i wszelkie odprawy graniczne… W zwiążku z tym nie złożyłem wczoraj wniosku o chińską wizę, ale myślę, że powinno się to udać załatwić w poniedziałek i we wtorek przed odlotem ją odebrać… trzymajcie kciuki :).
Nareszcie znaleźliśmy naprawdę dobry hostel. Znajduje się on co prawda w tym samym budynku, lecz jest to budynek, w którym znajduje się 90% hosteli w tym mieście (każdy w innej części i na innym piętrze – razem z kilkadziesiąt). Nazywa się Apple Hostel i jest do odnalezienia na hostelworld.com – polecamy przede wszystkim ze względu na bardzo miłą obsługę (w odróżnieniu od naszego poprzedniego hostelu) oraz odrobinę większe pokoje (mają może po 8 metrów kwadratowych, zamiast 6 ;).
Jako, że nie lubimy się powtarzać, to nawet nie wiemy, czy wybierzemy się na największe atrakcje z poprzedniej naszej wizyty w tym mieście, czyli wyspę Lamma oraz szczyt Wiktorii (to możecie zobaczyć tutaj: https://cwiercswiata.pl/wyspa-lamma-i-victoria-peak/). Za to zapuściliśmy się w bardziej dzikie tereny, we wschodniej części HK, przy granicy z Chinami. Znajdują się tam głównie góry i lasy, połączone z wodą w formie jezior i morza. Dojazd w te tereny jest długi i dosyć uciążliwy: z metra Choi Hung trzeba jechać green minibusem no 1A do Sai Kung Market, a stamtąd autobusem 94 do końca Tai Kong Tsai Road. Stamtąd można wybrać się w wiele ciekawych miejsc. Pierwotnie chcieliśmy dojść nad piękną zatokę Tai Long Wan, ale deszczowa pogoda i wielogodzinna wędrówka zmieniły nam plany i wybraliśmy rezerwat High Island. Jest on dosyć dziwnym tworem –jezioro ograniczone wyspami. W miejscach, gdzie łączy się ono z morzem, zostały wzniesione tamy tak, że jest to basen zamknęty, a do wypuszczania nadmiaru wody służy dosyć dziwny twór, rodem chyba z Lostów ;), który widać na jednym ze zdjęć – taki wielki grzybek – aby nie przelewało się przez owe tamy…
W każdym razie bardzo ładne tereny, malownicze góry i czysta woda, a szlaki zadbane i ciekawie wyznaczone. Teraz wrzucamy kilka fotek, a na przyszłość polecamy i to zresztą nie tylko ten rezerwat, lecz cały Sai Kung East Country Park na tzw. Nowych Terytoriach.