Kategorie:

London’s Calling

Jednodniowa wizyta w Londynie. Kilka godzin na mieście i dosłownie tuzin zdjęć zrobionych telefonem, ale to wystarcza, aby uznać tę wycieczkę za ważną. Naprawdę warto wracać do miejsc, w których się już było, a nie tylko „zaliczać” kolejne. Tak też właśnie jest z Londynem. Gdy byliśmy tam pierwszy raz (przesiadka w podróży do Chin w 2010 roku) pozwiedzaliśmy wszystkie must-see, a nawet mniej typowe miejsca (np. elektrownię Battersea). Bardzo cenię ów pobyt, ale muszę przyznać, że nie dostrzegłem wówczas „prawdziwego” uroku tego miasta. A kryje się on w takiej codziennej estetyce, której nam w Polsce brakuje. Po godzinie przemieszczania się po mieście napisałem do Alicji, że „cały Londyn jest vintage”. Coś, co u nas jest przyjemną odmianą, tam jest zwyczajne. Wydaje mi się, że efekt ten w dużej mierze Londyn zawdzięcza materiałom, z których został zbudowany. Jest to bowiem miasto z cegieł i drewna, ewentualnie z metalu i szkła, ale nie z betonu i plastiku – jak to często bywa u nas…

Zobaczcie jeszcze to. Czy to pocztówka z Londynu sprzed kilku dekad? Nie, to zdjęcie z wczoraj, tylko przepuszczone przez jakiś prosty filtr ;-). Ale właśnie dlatego Londyn jest taki świetny! Bo ma ten swój niezmienny klimat.

Na tę krótką wyprawę wybrałem się z okazji unikalnego koncertu, projektu perkusisty Pink Floyd, który postanowił przypomnieć najstarsze utwory grupy, jeszcze z lat 60-tych, czyli psychodela na całego. Był nadzwyczajnie i zaskakująco fantastyczny. Przede wszystkim doskonale brzmiał, bo o ile wczesny etap twórczości Floydów to grupa ludzi o niesamowitych pomysłach, to jednak na scenie to były świeżynki. Teraz kilka dekad doświadczenia scenicznego zostały połączone z tamtymi pomysłami, brzmieniami – efekt piorunujący. Przede wszystkim jednak niesamowite było miejsce, czyli mały pub nad Tamizą o nazwie Half-Moon w dzielnicy Putney. Pojemność w salce koncertowej około 150 osób. A Floydzi to jednak gatunek artysty spotykany raczej w halach i na stadionach. Pubowy klimat zaowocował nie tylko doskonałym odbiorem muzyki, ale też świetnym kontaktem, naprawdę zabawnymi anegdotami (ten angielski humor!). Słowem, rewelacja!

Przed koncertem zdążyłem zwiedzić (jedna godzinka na to wystarcza) Londyńskie Muzeum Transportu. Transport w tym mieście jest czymś co na pewno zasługuje na własne muzeum. Siatka linii metra i kolei dojazdowych jest wielka i gęsta jak w mało którym mieście na świecie. Dochodzą do tego charakterystyczne pojazdy piętrowe (dawniej również piętrowe tramwaje – jak obecnie w Hongkongu – ale z tramwajów zrezygnowano tu całkowicie). Te wszystkie stare pojazdy mają niesamowity urok. Wrażenie robi też prezentacja, w której pokazano jak dawniej (jeszcze w XIX wieku!) kopano – oczywiście ręcznie – pierwsze tunele pod miastem. Ciekawe miejsce, jak ktoś ma godzinkę wolną i chciałby zwiedzić coś bardzo londyńskiego, ale spoza podstawowego kanonu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *