Wyjazd trochę nam się rozdrabnia – na różne małe wycieczki i atrakcje. Trudno to połączyć w jedną całość, ani też poświęcić któremukolwiek cały wpis, więc robię wpis łączony – pięć krótki historii.
Graty z Tourcoing
Tourcoing to francuska miejscowość przygraniczna, sąsiadująca z Lille. Mieszka tu rodzina Alicji i z ich gościnności skorzystaliśmy :). Miasto jest ładne, zadbane, jak wszystkie z tego regiony. Budownictwo wielu ulic wywodzi się z dawnych osiedli robotniczych – szeregowce z wąskimi, ale wielopiętrowymi mieszkaniami, ciągnące się przez całe przecznice. To rozwiązanie ma swój urok, chociaż też pewne minusy, np. problem z miejscami parkingowymi, bo… szerokość domów często wynosi tyle co długość auta i ulice są zastawione. Niemniej na tych właśnie uliczkach regularnie organizowane są targi staroci. Ludzie wystawiają przed swoje domy rzeczy, które mają na sprzedaż. Bardzo pozytywnie odebraliśmy to, że ich nie wyrzucają, bo uważają, że komuś mogą się jeszcze przydać. Wolą się pozbyć niepotrzebnych przedmiotów po symbolicznych cenach (np. jakieś garnuszki za 1 euro itd.). W większości przypadków stan tych rzeczy jest dobry, chociaż niektóre, np. meble wymagają pewnej renowacji. Ciocia Alicji, przez lata mieszkania w Tourcoing wyposażyła na takich targach pół swojego mieszkania i ma ono dzięki temu swój niepowtarzalny urok! My również zakupiliśmy sporo rzeczy. Łącznie ponad 20 przedmiotów: małe meble (stolik, szafka), różne oryginalne naczynia, płyta winylowa z westernowymi przebojami, marokańskie kinkiety, wieszaki, dużo kaczek w różnych formach ;). To wszystko będzie przyozdabiać nasze mieszkanie i stanowić najlepsze pamiątki z podróży.
Dodatkowo jeszcze filmik z pobliskiej miejscowości Lille, gdzie pokusiliśmy się o krótki spacer na dobre lody oraz wizytę w operze z okazji tzw. dni otwartych. Filmik pokazuje, że… śpiewać każdy może.
Brukselki-Atomówki
Ponad 100-metrowa konstrukcja zwracająca uwagę na siebie już z bardzo daleka – to słynne brukselskie Atomium, czyli ogromny model kryształu żelaza. Historia analogiczna do tej, jaką ma Wieża Eiffela – konstrukcja została wzniesiona z okazji EXPO (w Paryżu to się nazywało jeszcze Wystawą Światową) i miała zostać rozebrana zaraz po niej, lecz… została i zadziwia do dzisiaj. Teraz już wprawdzie jesteśmy przyzwyczajeni do bardzo różnych konstrukcji, wznoszonych w ogromnej skali, lecz w 1958 roku ta budowla musiała zadziwiać tak, że trudno to sobie wyobrazić. Skutecznie odzwierciedlała „epokę atomu” i ówczesne możliwości techniczne. Cały teren wokół Atomium nadal jest zdominowany tym pamiętnym EXPO. Tuż obok znajdują się stare i imponujące hale targowe. To wszystko łączą tereny zielone i różne atrakcje, jak np. „skansen miniatur” – pomniejszone budowle z całego świata. Niestety, nie wybraliśmy się do środka Atomium, ale wiemy co tam się znajduje. Jest to przede wszystkim Muzeum Sztuki i Designu – dlatego wejście było dosyć drogie. Poza tym poruszanie się tymi łącznikami wydaje mi się dosyć klaustrofobicznym doświadczeniem.
Łodzią przez Brugię
Totalna zmiana krajobrazu – XII-wieczne, hanzeatyckie miasto portowe, w którym zachowało się bardzo dużo starych budowli (historyczna zabudowa centrum znajduje się na liście UNESCO). Brugia poprzecinana jest plątaniną kanałów, co jest jedną z jej głównych atrakcji (mówi się tu o tym mieście „flamandzka Wenecja”). Dlatego też wybraliśmy się na rejs po tychże kanałach – miasto z tej perspektywy rzeczywiście wyglądało najlepiej. Ciekawy jest również główny rynek miasta z gotyckim ratuszem oraz imponującą Wieżą Dzwonów (Beffroi), a niej 47-dzwonowy carillon – budowla i instrument, które można spotkać w wielu miastach tego regionu, ale tutaj są bardzo okazałe. Do Brugii trafiliśmy w przeddzień corocznych regionalnych uroczystości, których głównym punktem jest pochód relikwii „Świętej Krwi” (fiolki z krwią Chrystusa – pobliska bazylika, w której się ona znajduje, niestety była zamknięta) – dlatego główny plac zdominowały dziwne konstrukcje, częściowo zasłaniające np. fasadę ratusza, ale nie przeszkodziło nam to w podziwianiu piękna tego miejsca.
Nocna impreza w Gandawie
Jednego dnia, gdy Tosia już zasnęła i pozostała pod czujnym okiem rodziny Alicji, wybraliśmy się do oddalonej o pół godziny jazdy autostradą Gandawy. To miasto równie stare jak Brugia i tak samo piękne (a wg mnie jeszcze piękniejsze!). Również złożone z niekończących się starych budowli, kamieniczek, a nawet zamku w centrum miasta, a wszystko oczywiście nad kanałami. Trafiliśmy tam wieczorem, gdy Słońce już zachodziło, a na ulicach rozkręcała się na dobre wielka impreza (a była to środa). Pełno młodzieży siedziało nad brzegami kanałów, trochę starsi siedzieli przy stolikach pubów kilka metrów obok. My zasiedliśmy wśród młodzieży, gdzie chyba jeszcze jest nasze miejsce ;). Alicja wypiła lokalne piwko, ja bezalkoholowe (w Belgii, jak w większości cywilizowanego świata, spożywanie alkoholu na ulicach jest oczywiście dozwolone). Potem trafiliśmy na hit wieczoru – festiwal food trucków pod samym Kościołem św. Mikołaja. A trzeba od razu wyjaśnić, że festiwal food trucków w Belgii ma niewiele wspólnego ze znanymi nam festiwalami food trucków. Tam jest Prawdziwa Impreza: noc, muzyka (DJ), piwo, jeszcze więcej piwa, różnorodne jedzenie (najlepsze nachosy jakie jedliśmy), światła, jeszcze trochę piwa i jeszcze głośniejsza muzyka, generalnie chaos, śmiech i przyprawy.
KOLEJne muzeum
Wspominałem już o różnorodności muzeów, jakie znaleźć można w Brukseli. Wspomniałem także, że swoje muzeum ma tu każdy środek transportu – wybrałem się więc do chyba najbardziej efektownego, czyli Muzeum Kolejnictwa. Od razu mogę śmiało je polecić Wszystkim. Nawet jeżeli ktoś w ogóle o pociągach nie myśli 😉 to tak dobrze przygotowana wystawa i tak wywrze na nim bardzo duże wrażenie. Muzeum jest bardzo duże – to stary budynek dworca oraz cztery nowe hangary z lokomotywami i wagonami. Cała ekspozycja jest przygotowana z rozmachem – sceniczne światła, przestrzenny dźwięk, a w centrum te wielkie maszyny (w stanie wzorcowym oczywiście). Muzeum nie tylko imponuje rozmachem, ale także skutecznie uczy – dowiedziałem się jakie zasługi miała Belgia w europejskim kolejnictwie i jak rozwijało się ono od pierwszych parowozów o dziwnej konstrukcji, do superszybkich ekspresów TGV i jeszcze nowszych rozwiązań. Zwiedzić można było również wszelki nietypowy tabor – wagony pocztowe, sanitarne, królewskie, niestety również wagon towarowy użyty w transporcie od Auschwitz. Po przejściu hangarów wypełnionych zabytkowymi pojazdami wraca się przez nie po piętrze – zdobywając nową perspektywę oraz zwiedzając kolejne atrakcje: makiety (również ruchome), symulatory, pokazy dawnych reklam kolei, plakatów itp. (bardzo ciekawe), rozdzielnie i tak dalej. Train World, bo tak właściwie nazywa się to miejsce, to bardzo ciekawa wystawa, ale przede wszystkim duża dbałość o szczegóły prezentacji. Robi ogromne wrażenie – ogromne jak lokomotywa NMBS/SNCB Type 10.
Wejście do muzeum
Odjazd!
Dworcowe zegary