Kategorie:

Pierwsze wrażenia z Chengdu

Już drugi tydzień jesteśmy w Chengdu, ale nie mieliśmy czasu jeszcze o tym napisać :/. Zajęły nas przede wszystkim obowiązki związane z rejestracją naszego pobytu, Alicji kursem na Uniwersytecie, ale także w związku z wynajmem mieszkania, załatwianiem Internetu itp., itd.

Musimy nadmienić, że zanim jeszcze trafiliśmy do naszego miasta docelowego, to w drodze ze wspominanego Suzhou, osiedliśmy na 5 dni w Nankinie, czyli mieście, w którym dwa lata temu zamieszkaliśmy na pół roku. Nie poświęcamy temu zagadnieniu więcej niż jeden (ten właśnie) akapit, ponieważ powód naszego pobytu był raczej „sentymentalny”, a nie „turystyczny” i właściwie nic nie zwiedziliśmy, tylko odwiedzaliśmy miejsca, w jakie chodziliśmy wcześniej, jadaliśmy w ulubionych barach itd. Zaznaczyć jednak musimy, że na przykładzie tego miasta, które znamy sprzed dwóch lat, zobaczyliśmy na własne oczy, jak szybko w tym kraju wszystko się zmienia, i tak np.: nankińskie metro powiększyło się mniej więcej trzykrotnie, ulubione bary zmieniły adresy i/lub właścicieli i w ogóle wszystko jest jakoś inaczej… Ponadto wybraliśmy chyba zły okres na odwiedzanie starych kątów, ponieważ prawie wszyscy nasi znajomi z tego miasta, akurat powyjeżdżali na wakacje, a do tego przez cały tydzień w Nankinie panowały okrooopne upały, które skutecznie zniechęcały do jakiejkolwiek aktywności. Słowem, przez całe 5 dni, nie wydarzyło się w sumie nic godnego odnotowania.

Co innego pierwszy tydzień z Chengdu. Zacznę od małej galeryjki przedstawiającej nasz hostel. Na hostelworld znaleźć go można pod nazwą Sam’s Guesthouse i wbrew przeciętnej nazwie, jest to miejsce nieprzeciętne :). Budynek, w którym znajdują się pokoje, liczy sobie podobno 300 lat. Zarówno on sam, jak i otoczenia jest bardzo piękne, co zaraz ujrzycie. Świetne są również pokoje, w których znajdują się meble z pobliskiego kilkugwiazdkowego hotelu, tyle że na przykład ktoś krzywo nałożył lakier i już się mebel nie nadawał dla polityków i gwiazd popu ;p, więc trafił do hostelu. Ponadto takie bajery, jak codzienne dostawy do pokoju termosu z wrzątkiem, mniam ;). Polecamy 🙂

Dla niewtajemniczonych w geografię Chin kilka słów wtajemniczenia ;). Chengdu jest stolicą prowincji Syczuan (słynącej przede wszystkim z ostrego żarcia), leżącej praktycznie w centrum państwa, w miejscu, które dzieli mniej więcej doba jazdy pociągiem do bardziej istotnych chińskich miast, takich jak Pekin, Shanghai, czy HongKong (z Nankinu jechaliśmy 28 godzin, było to około 1850 km). Przy okazji, o chińskich pociągach też już pisaliśmy sporo (np. tutaj albo tutaj) i w sumie wiele się nie zmieniło, bo już dawno było bardzo dobrze i nie ma co zmieniać. Widoczny jest jednak rozwój szybkiej kolei. Praktycznie wzdłuż każdej głównej trasy kolejowej budowana jest nitka szybkich torów, jak i tych pięknych pociągów z napisem CRH widać coraz więcej. Jest to niezwykle imponujące – szczególnie, jeśli wyjedzie się z takiej Polski, gdzie stan kolei jest tak opłakany, że nawet wolimy sobie tego nie przypominać ;p.

W każdym razie, dla tych, którzy tego nie wiedzą, geograficzny obraz rozwoju Chin kształtuje się z prawej na lewą ;), czyli najbardziej rozwinięte jest wschodnie (i południowe) wybrzeże, a im dalej na zachód, tym rozwój jest mniejszy. W podobny sposób kształtują się również ceny. Na przykład za podobny posiłek w Shanghaju w barze płaci się 10-12 yanów, w Nankinie 8-10, a w Chengdu 6-8. Jak już wspomniałem, Chengdu jest mniej więcej pośrodku kraju, ale dalej na zachód są już praktycznie tylko góry, wieczne zmarzliny albo pustynie, wśród których znajdują się również duże miasta, ale już znacznie rzadziej. Mówiąc krótko, wyjechaliśmy najdalej, jak się dało ;).

Wśród samych Chińczyków, mieszkańcy Chengdu uznawani są za spokojnych i zrelaksowanych (to opinia mojej byłej nauczycielki z Nankinu). Życie w tym mieście jest mało stresujące, mieszkańcy z reguły nie są konfliktowi, rzeczywistość wydaje się bardziej „sielska”. Musimy się z tym wszystkich zgodzić, bo póki co, to odnieśliśmy podobne wrażenie. Szczególnie nasza dzielnica, która oddalona jest od centrum Chengdu o jakieś 25 km, jest relatywnie cicha (piszę „relatywnie”, bo w miejskim dźwiękowym krajobrazie zawsze dominują samochodowe klaksony, ale tutaj również ich jest jakoś mniej). Ulice to szerokie, wypełnione miejską zielenią aleje, budynki świecą nowością, a wśród ludzi dominują studenci okolicznych uniwersyteckich kampusów, które zajmują lwią część (uwielbiam ten frazeologizm 😉 powierzchni otoczenia.

Zauważyliśmy również pewną różnicę w wyglądzie Chengduńczyków ;). Otóż wydają nam się oni jacyś „mniej chińscy”. Ich rysy nie są tak „twardo ciosane”, a różnorodność twarzy i postury jest znacznie większa (powiedzmy, że rzadziej odnosi się wrażenie, że wszyscy właśnie wyszli z jakiejś wielkiej fabryki klonów ;p). Być może ma to związek z tym, że im dalej w Chinach na zachód, tym więcej spotyka się różnych mniejszości narodowych, być może miesza się tu większa ilość genów itd., ale nie znamy się na tym, więc nie będę snuł jakichś teorii pseudonaukowych ;).

Początki pobytu nie były łatwe, bowiem wszystkie sprawy organizacyjne wymagały jeżdżenia w różne części miasta i rozmawiania z dużą ilością Chińczyków, co z reguły jest męczące ;p. Musieliśmy zacząć od znalezienia mieszkania. W tym celu odwiedziliśmy stronę z ogłoszeniami (www.sofang.com) i zadzwoniliśmy na jeden ze znalezionych tam numerów telefonu. Okazało się, że osoba, która odebrała telefon, pracuje dla agencji mieszkaniowej i dzięki temu obejrzeliśmy pięć mieszkań, a nie jedno :). Agencja ta nazywa się Fulee (www.fulee.com) i nie wiem dokładnie jaki teren obejmują swoją działalnością, ale jeśli kiedyś przyjdzie Wam szukać mieszkania w Chinach, to gorąco polecamy, bowiem ich procedury nie kończą się na pokazaniu mieszkania i wzięciu pieniędzy, lecz nawet już po podpisaniu umowy z właścicielem, pomagają we wszystkich kwestiach związanych z wynajmem, takich jak podłączenie Internetu, czy meldunek na pobliskim komisariacie policji.

Pierwsza z tych rzeczy, czyli Internet, jaki sobie załatwiliśmy, to chiński odpowiednich Neostrady (połączenie ADSL na kablach telefonicznych) i nie wiem z czego to wynika, ale jest on tak samo nieprzewidywalny jak nasz polski produkt – czasem chodzi świetnie, a czasem beznadziejnie. A że jest to moje narzędzie pracy, to trochę mnie to irytuje :/, jednak jakoś oczywiście dam radę (przy okazji odnajduję nowe sposoby na przyspieszanie połączenia, tak więc jak ktoś by miał podobne problemy, to może mógłbym coś doradzić).

Druga sprawa, czyli komisariat, to właściwie nie trzeba komentować, bo nie różni się niczym od polskich komisariatów: pracownicy są aroganccy, działają w tempie żółwia albo leniwca, a sprzęt komputerowy co 5 minut się psuje lub zawiesza. Jednak po jakichś 90 minutach otrzymaliśmy dwie wypełnione kartki A4 (czyli jedna kartka na 45 minut, brawo), które mają poświadczać nasz pobyt w wynajętym mieszkaniu.

Ciekawe było to, że przy podpisywaniu tych kartek zrobiono nam zdjęcia, aby mieć dowód, że je podpisaliśmy. Inny ciekawy zwyczaj spotkał nas przy podpisywaniu umowy wynajmu, gdzie obie strony musiały swój podpis przypieczętować odciskiem palca. Nie wiemy dokładnie z czego wynikają takie zwyczaje – czy z „tradycji”, czyli powszechnie stosowanego przez Chińczyków wytłumaczenia na rzeczy, których przyczyn się nie znają: „bo tak zawsze było”, a może z jakichś innych powodów, np. małej ilości nazwisk przypadających na dużą ilość Chińczyków, przez co nawet dodatkowe dane, takie jak data urodzenia, mogą nie identyfikować do końca osoby i potrzebują dodatkowych dowodów (chociaż przecież numer dowodu osobistego, czy paszportu w przypadku Alicji jest niepowtarzalny)!?

Ok. Na dzisiaj już kończę. Mamy świetne mieszkanie, w którym na razie odpoczywamy po ponadmiesięcznych podróżach. Jednak okolica, jak i samo miasto wzywa do zwiedzania i na pewno w najbliższym czasie znajdziecie na blogu jakieś opisy wrażeń bardziej turystycznych, niż organizacyjnych.

Zachęcamy też do większej interakcji ;p, czyli komentowania wpisów, jak i pisania do nas o sobie, bo jesteśmy baaardzo ciekawi, co tam u Was wszystkich w dalekiej Polsce (i nie tylko) się dzieje!

PS. Z ciekawostek jeszcze ulotka z jednej chengduńskiej imprezowni, organizującej imprezy tematyczne. Bardzo nam się spodobał pomysł, ale niestety na ten wieczór tam nie zdołaliśmy dotrzeć :/. A w ogóle, to ciekawa akcja, jak na Chiny, prawda? ;).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *