Kategorie:

Studenckie mrówki

Tadeusz ostatnio pogonił mnie, żebym szybko napisała coś na bloga o studiach w Chinach, bo z czasem wszystko staje się dla mnie zupełnie normalne. Rzeczywiście tak się dzieje, a warto zwrócić uwagę na różnice między chińskim systemem studiowania a polskim, bo jest ich naprawdę sporo.

Gdy ostatnio byliśmy w Chinach, byłam na kursie chińskiego dla obcokrajowców. Tym razem jednak wybrałam inną formę: zwykłe, licencjackie studia z Chińczykami, bo wydaje mi się, że jest to lepszy sposób by „wejść” w kulturę i język.

Na początek wyjaśnię specyficzny system rekrutacji na studia. Każdy uniwersystet w kraju ma swój ranking i wyznaczoną liczbę punktów z egzaminu (taki jakby odpowiednik naszej matury), którą trzeba zdobyć by się dostać na ten uniwersytet. Ponadto, dalej na uniwersytecie każdy kierunek ma swoją liczbę punktów (np. u nas najwyżej punktowany kierunek to finanse dwujęzyczne). W efekcie o wyborze uniwersytetu, miasta i kierunku nie decydują preferencje studenta, ale liczba punktów jaką zdobył na maturze, według której są przydzielani do konkretnych uniwersytetów i kierunków. Na naszym uniwersytecie (Południowo-Zachodni Uniwersytet Finansowo-Ekonomiczny) studiują Chińczycy z całego kraju, akurat mieli takie punkty żeby tu się dostać i mimo że mieszkają daleko to studiują właśnie tutaj. Uniwersytet jest dosyć dobry w skali kraju, w prowincji najlepszy, więc tutejsi studenci mogą uznać się za szczęściarzy. Egzamin, dzięki któremu studenci dostają się na studia, jest dla Chińczyków ogromną traumą. Czasami zdają 7-9 różnych przedmiotów, konkurencja jest, jak wiadomo,ogromna i presja na dostanie się na dobry uniwersytet przytłaczająca. Za każdym razem kiedy pytam o to znajomych z grupy, to widzę, że wspominają ten okres bardzo źle (niektórzy mówili nawet, że na rok przed egzaminem wstawali o czwartej rano, uczyli się cały dzień – z przerwą na zajęcia – i tak codziennie, włącznie z weekendami). Ale jak już się dostaną na studia, to raczej nie ma takiego „przesiewu”, jak w Polsce. Egzaminy powtarzane są do skutku, ale przy chińskiej pilności i tak często nie ma takiej potrzeby, więc rzadko kto wylatuje ze studiów.

Wszyscy studenci mieszkają w akademikach na kampusie, bez względu na to czy ich dom rodzinny jest daleko, czy w tym samym mieście. Każdy duży uniwersystet ma kilka kampusów, te w centrum miasta zazwyczaj przeznaczone są dla studentów studiów magisterskich, a dla studentów licencjatów są na obrzeżach miasta (np. nasz kampus jest ponad 20 km od centrum Chengdu). Kampusy są oczywiście ogromne, często mają po kilka kilometrów i, jak już wcześniej pisałam, są praktycznie samowystarczalne, bo zawierają akademiki, stołówki, bary, sklepy itp. Wszystkie studia są płatne (tutaj Chińczycy płacą 4600 RMB za rok + za akademik 1000 RMB za rok – akademik wychodzi strasznie tanio, ale każda sypialnia ma tylko kilka metrów kwadratowych i cztery łóżka zawieszone jedno nad drugim, czyli nie ma żadnej przestrzeni do życia), ale są też jakieś programy pomocowe dla biednniejszych studentów.

Pierwsze wrażenie, jakie nasuwa się obserwując studia w Chinach, to ich wszechobecność w życiu Chińczyków. W Polsce studenci często pracują, mają swoje zainteresowania i zajęcia poza uniwersytetem, a tu wszystko kręci się wokół studiów. Wszelkie koła hobbystyczne, praktyki zawodowe związane są z uniwersystetem. Nie spotkałam się jeszcze z przypadkiem studenta dziennego, który by pracował. Rodzice chyba od początku życia dziecka zbierają pieniądze na jego studia, bo obserwowałam niezwykle duże zakupy, jakie robili moi znajomi na początku roku: laptopy, telefony, super rowery i to wszystko naraz, a ciężko uwierzyć, że rodzice kupili to dziecku z bieżącej wypłaty.

Studia dziecka są prawdopodobnie największą inwestycją w życiu przeciętnej rodziny. Ponieważ nie ma dobrze rozwiniętego systemu emerytalnego, tradycją jest, że to dziecko utrzymuje rodzica na starość. A ponieważ w relacjach międzyludzkich (nawet, a może zwłaszcza w rodzinie) wszystko odbywa się na zasadzie „coś za coś”, to rodzice bardzo ochoczo zapewniają dzieciom jak najlepsze warunki do studiowania.

Jest to powodem oczywiście dużej presji narzuconej na studentów chińskich. W efekcie wszyscy są niezwykle pilni i pracują systematycznie. W Polsce, wielu studentów studiuje tylko dla dyplomu, nie przejmuje się chodzeniem na zajęcia i uczą się tylko w sesji. Tutaj ilość zajęć (często od rana nawet do 21.00), prac domowych i egzaminów jest przytłaczająca, ale nikt sobie nie olewa, wszyscy chodzą na zajęcia, robią prace domowe. Wszystko trzymane jest w ryzach przez tzw. „nauczyciela prowadzącego”, który jest jakby wychowawcą klasy, albo nawet zastępczym rodzicem, pod telefonem dla studentów 24h na dobę. Zajmuje się nawet takimi rzeczami jak zakupienie studentom biletów pociągowych na ferie (!). W każdą niedzielę wieczorem (o zgrozo!), odbywa się „wieczorne sprawdzanie obecności”, które prowadzi właśnie on. Oprócz sprawdzania obecności, nawołuje do pilnego uczenia i porusza kwestie bezpieczeństwa w bardzo poważnym tonie :). Ja, ponieważ mieszkam poza kampusem, nie musze chodzić na te spotkania, ale raz z ciekawości poszłam i wyszłam przestraszona i zasmucona okrucieństwem świata ;P. Takie spotkanie jest gorsze niż oglądanie wiadomości 😀

Każda klasa ma około 50 osób, a każdy kierunek składa się z 7-10 takich klas. Wszystkie zajęcia odbywają się w formie wykładów (w którym biorą udział dwie klasy, czyli ok 100 osób), nie ma czegoś takiego jak ćwiczenia. Ale w przeciwnieństwie do wykładów w Polsce, tutaj, mimo dużej ilości osób, często podejmowane są dyskusje, no i wspomniane duże ilości prac domowych sprawiają, że nie da się za bardzo studiować biernie i „ukrywać” na wykładach. Nawet fakultety traktowane są bardzo poważnie, np. na zajęciach z socjologii, musimy w grupach przygotować projekt badawczy (a jest to tylko faktultet, „dopychacz” nie związany z kierunkiem studiów). Oprócz prac domowych na konkretne przedmioty są jeszcze dodatkowe, jak np. „przeczytaj dowolną książkę i napisz jej recenzję”.

Poza zajęciami, istnieje wiele kół hobbystycznych i naukowych. W przeciwieństwie do polskich, chińskie koła działają niezwykle aktywnie. Co chwile organizują jakieś wykłady ze specjalnymi gośćmi, różne spotkania, imprezy, olimpiady czy nawet próbne rozmowy kwalifikacyjne. Codziennie, ulica koło stołówki wypełniona jest stoiskami z przedstawicielami kół, którzy rozdają ulotki i zapraszają do aktywnego udziału w różnych projektach. Ostatnio odbyły się również zadowy sportowe – ja brałam udział w skakaniu na sznurze. Poniżej zdjęcia z zawodów, grupowe zdjęcie klasy (niestety mnie nie było akurat, a do tego wszyscy wyszli jakoś smutno, ale potem wrzuce jeszcze inne wesołe buzie) oraz zdjęcie w sali wykładowej (gdzie widać kawałek mnie)

Studia chińskie są zorganizowane w taki sposób, aby nie dać Chińczykowi czasu ani powodu do nudy czy bezczynności. Ciągle nawołuje się do aktywności i samorozwoju. Przypomina to trochę mrowisko, w którym każda mróweczka pilnie pracuje i pozostaje w stanie ciągłego ruchu.  Jedyną słabością Chińczyków na studiach jest przysypianie na zajęciach (ale to jest normalne biorąc pod uwagę napięty plan zajęć) i to czasem nawet w pierwszych rzędach „chrapiącą gębą” w stronę nauczyciela. Ale o dziwo żaden naczuczyciel nie zwraca na to uwagi 🙂

W następnych częściach o tym, jak zostałam przyjęta przez Chińczyków oraz o szokujących zwyczajach w chińskiej bibliotece.

Jeszcze film i kilka zdjęć przestawiające kampus:

play-sharp-fill

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *