Kategorie:

Święto jedzenia

W Święto Narodowe w Chinach jest aż tydzień wolnego. Oznacza to jedno: na ulicach miliony Chińczyków więcej niż zwykle. Po pierwsze dlatego, że wtedy mają czas na zwiedzania zabytków swojej przepięknej kultury, ale również w tym czasie organizowane są różnego rodzaju imprezy, festiwale, targi itp. Jedną z atrakcji w te święta były międzynarodowe targi jedzenia. Mimo że staraliśmy się za bardzo nie wychodzić z domu (bo zmaganie się z takimi tłumami powoduje tylko irytację), to dla jedzenia zrobiliśmy wyjątek 🙂 …zwłaszcza, że przed nim stał zachęcający przymiotnik „międzynarodowe”. Co prawda kochamy tutejsze jedzenie, ale nie będziemy ukrywać, że nasze kubki smakowe stęskniły się trochę za zachodnimi smakami. I tak, jak Królewna Śnieżka, licząc na kawałek chleba i serka żółtego, poszliśmy z tłumem na targi.

Okazało się, że większość stoisk serwuje jedzenie z różnych zakątków Chin, a tylko kilka stoisk z zagranicznym jedzeniem oferowało raczej nieudane podróby jedzenia. Jedyne zjadliwe danie to była pizza, ale sprzedawana w małych kawałkach i to bardzo drogich. Wśród chińskich stoisk można było pooglądać dziwne specjały, na które jednak się nie zdecydowaliśmy. Powód jest prosty: aż tak jeszcze nam nie odbiło, żeby jeść jakieś czarne gnaty lub spłaszczone ryjki świń (no może już powoli zaczyna nam odbijać, ale o tym za chwilę).

Zrobiliśmy też zdjęcia rzeczy, które na co dzień Chińczycy sprzedają na ulicach, a których wcześniej nie mieliśmy okazji Wam pokazać: moje ulubione ciepłe kasztanki oraz baozi. Baozi to bułki zrobione z ciasta wypełnionego farszem (dużo różnych rodzajów), układane na koszach. Kosze są układane na sobie, tworząc piramidkę, a pod nią jest gorąca para, która gotuje bułki. Baozi to chyba najpopularniejsze śniadanie w Chinach, dla nas również najbardziej przyswajalne (bo nie jest smażone w głębokim oleju jak większość tutejszych śniadaniowych potraw). Traktujemy to jednak jako mniejsze zło śniadaniowe, nie pałamy miłością, bo mimo że ciasto jest okej, to farsz często jest nieciekawy.

Festiwal jedzenia najlepiej podsumował nasz znajomy Chińczyk: „Nic ciekawego, przy wschodniej bramie są lepsze rzeczy”. Przy wschodniej bramie uniwersytetu znajduje się zaczarowana ulica, które chińskim studentom oferuje wszystko czego nie są w stanie kupić na kampusie. Kampus jest praktycznie samowystarczalny, posiada stołówkę z tanim i dobrym jedzeniem, supermarkety, kawiarnie, sklepy specjalistyczne, księgarnie itp., ale wschodnia brama jest jego idealnym wypełnieniem i stanowi swego rodzaju alternatywną furtkę. Całe życie studentów kręci się na kampusie, mieszkają tam, jedzą, uczą się (dla niewtajemniczonych wyjaśniam, że wszyscy studenci powinni mieszkać na kampusie, nie wynajmują mieszkań „na mieście”). Mogą oczywiście wychodzić na zewnątrz się rozerwać, ale rzadko mają na to czas, bo zajęcia odbywają się do 21.00 (o systemie zajęć na uniwersytetach w następnym wpisie), a ulica przy  wschodniej bramie jest blisko i daje wrażenie wyrwania się poza świat kampusu. Posiada chyba wszystko, czego przeciętny chiński student potrzebuje lub pragnie (oczywiście nie pokrywa się to z tym czego pragnie student zagraniczny :P), czyli: wszelkiego rodzaju sklepy, kawiarnie, bary z jedzeniem, karaoke, bilard, herbaciarnie, puby. Dodatkowo wieczorami ulicę zastawiają (do granic możliwości) stoiska na kółkach z jedzeniem. I to właśnie tam codziennie odbywa się święto jedzenia!

Wieczorne wyjścia na kolację na wschodnią bramę stały się naszą ulubioną częścią dnia. Staliśmy się fanami dziwot, które tam sprzedają, ale również klimatu tam panującego. Większość przekąsek serwowana jest na bardzo ostro (można poprosić o nie dodawanie ostrych przypraw, ale my już jesteśmy miłośnikami pikantnego jedzenia, więc zawsze dziarsko wyparzamy sobie gęby :P). Film przybliży Wam trochę rodzaje tamtejszych przekąsek, bo opisywanie tego jest dosyć trudne.

play-sharp-fill

Moja ulubiona przekąska akurat nie jest na ostro, są to „kulki rybne” (tak jak to nazywam). Na filmie stoję właśnie przy tym stoisku. Kulki są zrobione z jakiegoś ciasta, w środku mają drobną kapustę, cebulkę. Na wierzch polewane są słodkimi sosami i posypywane czymś, co można nazwać suchymi wiórkami rybnymi. Przynajmniej pachną jak ryba, ale wg napisu na stoisku jest to ośmiornica :D. Pewnie niektórzy z Was stracą szacunek do moich kubków smakowych po tym wyznaniu, ale wierzcie, że brzmi to o wiele gorzej niż smakuje. Tede najchętniej sięga po frytki lub puree (smakują trochę inaczej niż nasze, bo mają chińskie przyprawy) lub po makaron smażony z warzywami na ostro. Widoczne na filmiku „cuda na patyku” też są przepyszne. Wybór jest ogromny: tofu, mięso, ryba, warzywa, jajka przepiórcze – wszystko oczywiście na ostro. No i tu kolejne wyznanie: raz w przypływie jakiejś euforii po zjedzeniu pikantnego tofu na patyku (bo tak właśnie działa ostre jedzenie) odważyliśmy się na skosztowanie ośmiorniczki na patyku 😛 Była mocno przysmażona i przyprawiona, więc nie różniło się to specjalnie smakiem od zwykłego mięsa (może było trochę twardsze). W ogóle mamy wrażenie, że jedzenie dla Sichuańczyków jest tylko materiałem lub pretekstem do spożywania lajiao (ostrej papryczki) i huajiao (pieprzu sichuańskiego). I my się do tego dołączamy :).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *