Kategorie:

Tu stoją krokodyle i orangutany…

Za nami dwa dni przygody w prawdziwej malezyjskiej dżungli nad rzeką Kinabatangan. Wypad zorganizowany był przez firmę Uncle Tan, która zbudowła obóz w dżungli kilkadziesiąt kilometrów od jednego z miasteczek na Borneo – Sandakan.  Dojazd tam to trzy godziny samochodem, a potem godzinę łódką. Oto kilka zdjęć, które zrobiliśmy po drodze do dżungli oraz filmik nagrany w samochodzie, który trochę przybliży krajobrazy na Borneo:

play-sharp-fill

Oprócz „zakwaterowania” w dżungi  wujek Tan organizuje również wyprawy dzienne i nocne na rzekę w celu tropienia zwierząt.

Na nocnej wyprawie przewodnik ma dużą lampę, którą oświetla różne miejsca na brzegu rzeki i drzewa by wyszukać ciekawe gatunki i gdy coś wypatrzy, podpływa tam łódką. Nocą widzieliśmy różne gatunki sów, żab, kolorowe ptaki zwane kingfisher i inne (nie pamiętamy nazw), jakiś rodzaj dużego kota. Na porannej wyprawie o 6.00 spotkaliśmy kilka rodzajów makaków, gibbona, orangutana, dzioborożce (na początku myśleliśmy, że to tukan, bo podobne trochę), znów kolorowe ptaszki, jaszczurki i orły. Byliśmy pełni podziwu dla wzroku przewodnika, bo potrafił wypatrzeć z daleka małą żabę w ciemności, albo jaszczurkę na drzewie, która niewiele różniła się kolorem od kory drzewa.

Najłatwiej spotkać tam makaki, przemieszkają się grupami po brzegu lub po drzewach i nie są aż takie płochliwe.  Niektórym samicom od dołu korpusu zwisały małe małpie dzieci. Jedna taka małpka na chwilę się odczepiła od mamy i chwilę chodziła sama, ale zaraz jakaś inna małpa na nią „nakrzyczała” i spłoszone dziecko wróciło szybko do mamy. Makaki są bardzo aktywne i głośne – kilka urządziło nawet „awanturę” nad naszą chatką w obozie. Przeciwieństwem są orangutany. Ten, którego spotkaliśmy odstawił przed nami leniwy taniec na drzewie, bardzo wolno przebierając kończynami z gałęzi na gałąź i objadając się owocami.

Po dwóch wyprawach na rzekę nadal nie udało nam się zobaczyć krokodyli i byliśmy strasznie zawiedzeni. Ale wracając łodzią „do domu” (czyli do cywilizowanego świata) mieliśmy niezwykłego farta, bo spotkaliśmy aż cztery! Trzeba przyznać, że krokodyle mimo groźnego uzbrojenia są najbardziej nieśmiałymi i płochliwymi zwierzętami sposród tych, które tam spotkaliśmy. Ledwie łódź się zbliżała w stronę krokodyla, a ten już wskakiwał do wody (i nie po to by podpłynąć i zaatakować 😉 ale żeby się schować w głebinach rzeki)
Wyprawy łodzią na rzekę były bardzo ciekawe, ale niestety nasz apartat nie jest na tyle dobry, żeby dobrze zobrazować to, co widzieliśmy. Oto kilka słabych zdjęć makaków, orangutana i krokodyla:

play-sharp-fill

Organizatorzy obozu w dżungli cały czas ostrzegali, że warunki są spartańskie (zapewne mieli jakichś oburzonych klientów, bo powtarzali to wyjątkowo często), ale my osobiście byliśmy pod wrażeniem tego, co stworzyli w takim oddaleniu od cywilizacji. Kładki i chatki budowane są na drewnianych balach, gdyż w porze deszczowej większość terenu jest zalana (my załapaliśmy się pod koniec pory deszczowej, więc część była właśnie zalana). Chatki nie mają drzwi, mieszczą trzy materace dwuosobowe lub sześć jednoosbowych, nad nimi wiszą moskitiery i jest to całe umeblowanie 🙂 Jest jeszcze platikowe, zamykane wiaderko, do którego trzeba włożyć jedzenie, które się przywiozło i pastę do zębów, bo przyciąga to wiewiórki i szczury drzewne, które podobno sprawnie radzą sobie z zapięciami plecaków lub po prostu wygryzają dziurę w torbie. Są generatory prądu, są normalne ubikacje, ale bez spłuczek (po użyciu trzeba nabrać wiadrem wodę rzeczną ze specjalnych baniaków i spuścić ręcznie). Nie ma niestety bieżącej wody ani pryszniców – można tylko polewać się wodą z rzeki, która ma wyątkowo błotnisty kolor 😉 Alternatywą jest polewanie się wodą mineralną, ale w ukryciu przed organizatorami, gdyż jako osoby, które codziennie muszą dowozić łodziami jedzenie i wodę pitną nie mogą znieść takiego marnotrawstwa.

play-sharp-fill

Noc w dżungli jest niezwykłym przeżyciem – mieszanka ekscytacji i ogromnego strachu. Zwierzęta wydają różne dźwięki jeszcze głośniej niż za dnia. Tadeusz był zmęczony i zasnął od razu, ale ja co chwilę się budziłam i nie mogłam spać. Po północy zostały wyłączone generatory prądu (w celu oszczędności) i wtedy nastąpiła najczarniejsza ciemność ze wszystkich ciemności . Ale mimo wszelkich straszków, wyprawa była cudowna! 🙂
Nie mieliśmy na szczęście spotkań bliskiego stopnia ze zwierzętami, oprócz sytuacji, gdy modliszka weszła na moje włosy i nie chciała zejść.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *