Szkoła nas wreszcie uziemiła, więc wrażeń do opisywania coraz mniej. Są jednak pewne rzeczy, o których nie było dotąd okazji pisać, a które zaobserwowaliśmy podczas naszych podróży.
Pierwsza ciekawa rzecz to wszechobecny wrzątek. Mimo, że „zupki chińskie” są wynalazkiem Japończyka, to Chińczycy eksploatują go z taką intensywnością, że zdecydowanie nazwa jest trafiona. W każdym sklepie zupki chińskie zajmują lwią część półek i jest ich masa różnych rodzajów. Ponadto opakowania produkowane są w różnych formach. Oprócz takich jak są u nas (w foliowym opakowaniu), są jeszcze takie w specjalnych kubełkach, gotowe do zalania, bez konieczności posiadania dodatkowego pojemnika. Właśnie takie zupki w kubełkach są podstawowym prowiantem każdego podróżującego.
Z powodu tych zupek, jak i ciągle pitej zielonej herbaty, na każdym dworcu jest chociaż mały kranik (a czasem specjalne pomieszczenie z kranami) z wrzącą wodą. Również, w pociągach wrzątek jest obowiązkowy. Przy każdym złączeniu wagonów jest miejsce, gdzie można go sobie nalać, w każdym przedziale jest też duży termos, z gorącą zawartością.
Oprócz dworców i pociągów, często na ulicy można spotkać dorabiających ludzi, którzy sprzedają „kubełkowe zupki” (w usługę sprzedaży jest oczywiście wliczony wrzątek, który czeka w termosie). Nawet wysoko w górach spotkaliśmy takich ludzi.
Zwykłe zupki chińskie kosztują najczęściej 2 yuany, „kubełkowe” natomiast od 3,5 yuanów w supermarketach, w zwykłych sklepach 4 yuany, wysoko w górach 10 yuanów (a po utargowaniu się 6 yuanów ;).
Zdjęcie główne: Emma w podróży